Uczniowie z Zespołu Szkół nr 2 wyjechali w maju na zagraniczną wycieczkę do Hiszpanii. Poniżej galeria zdjęć i ich relacja z wyjazdu:
To już kolejny rok, kiedy uczniowie i nauczyciele z naszej szkoły, wybrali się w podróż po krajach Europy. Wyjechaliśmy spod gimnazjum około godziny 15:00. Wyjazd miał się odbyć o 14:30, ale jak to zawsze bywa, trzeba trzy razy sprawdzić, czy dzieciaki na pewno mają wystarczającą ilość wody butelkowanej (którą zresztą w połowie przywożą do Polski).
No nic, jadąc przez Polskę, a później Niemcy po bardzo wygodnej i komfortowej 24-godzinnej podróży autokarem, dojechaliśmy do pierwszej i zarazem najstraszniejszej atrakcji naszej wycieczki, Europa Parku. Wszyscy o nim czytaliśmy i wyszukiwaliśmy zdjęć w internecie, ale to, co zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze wyobrażenia. Wszyscy świetnie się bawiliśmy na rollercoasterach, zjeżdżalniach wodnych i innych atrakcjach. To miejsce, to niesamowita mieszanka zabawy i strachu. Nie spodziewaliśmy się tylu skrajnych emocji nagromadzonych w jednym miejscu.
Po 9h przepełnionych adrenaliną i zjedzonymi frytkami wyjechaliśmy z tego niesamowitego miejsca. Po drodze do upragnionego celu czyli Lloret de Mar, na postojach zjedliśmy co najmniej 10 kg nutelli, 20 bochenków chleba i wypiliśmy 20l soku. Chyba nikt nie powie, że na takie śniadania w podróży nikt się nie skusi ?
Po południu dotarliśmy do naszego trzygwiazdkowego hotelu pod wdzięczną nazwą "Samba", witani przez całe tłumy pracowników miłym "den dopry". Przedtem zrobiliśmy jeszcze 2 tygodniowe zapasy chipsów i żelków w miejscowym supermarkecie.
Po rozpakowaniu wszyscy wybraliśmy się na plażę, temperatura wody była zachwycająca, całe 13 stopni, ale jak to bywa nic nie odstraszy wycieczkowych morsów, więc po upływie 10 min w wodzie z własnej woli wylądowały 3 osoby, a nie z własnej pewnie ze 20.
Następne 2 dni spędziliśmy na plażowaniu pod gorącym hiszpańskim słońcem, i zmienianiu koloru swojej skóry na podchodzący pod "afroamerykański", chociaż niektórzy kreatorzy mody woleli "krwistą czerwień", ale nikt z nich raczej nie poleci tego koloru na ten sezon.
Trzeciego dnia pobytu wyjechaliśmy do najbardziej znanego katalońskiego miasta, Barcelony. Zwiedziliśmy tam pełen gęsi kościół św. Eulalii, obejrzeliśmy Sagradę Famillię, ale i tak nic nie przebije wejścia na Camp Nou-piłkarskiej stolicy Katalonii traktowanej tam jak świątynia. Wejście było niestety odpłatne, ale czego nie robi się dla oddychania tym samym powietrzem co Messii?
Po kolejnych dniach zwiedzania Lloret de Mar i paleniu się na heban, przyszedł czas rozstania z hotelem i wyruszeniu do Cannes. Jeśli ktoś nie zna Cannes, jest to miasto, do którego co roku przyjeżdżają wszystkie gwiazdy Hollywoodu, Angelina Jolie i te sprawy. Po zobaczeniu światowych sław i zrobieniu miliona zdjęć, wyjechaliśmy z tej przepięknej miejscowości i wyruszyliśmy dalej.
Dotarliśmy nad jezioro Garda, którego temperatura wody była równa temperaturze ciekłego azotu, więc z kąpieli nici, ale za to przepłynięcie promem po całym jeziorze, to niesamowite przeżycie, tym bardziej, jeśli widzisz, że właśnie płyniecie prosto na skały (to oczywiście żart... a może nie?) po przepłynięciu i zjedzeniu tradycyjnych włoskich lodów wyruszyliśmy do Polski.
W niedzielę wreszcie ujrzeliśmy naszą ukochaną szkołę i wszyscy udaliśmy się do domów na krótką drzemkę (czytaj 13 godzinny sen z przerwą na zjedzenie).
Wśród uczestników wycieczki nie spotkacie nikogo, komu nie spodobała się nasza wycieczka. Gorąco polecam wyjazd z nami choćby raz dla poczucia klimatu samej wycieczki, a także krajów, do których się wybieramy. Kto wie, gdzie wybierzemy się za rok? Grecja? Bułgaria ?A może coś zupełnie innego ? Wyczekujcie informacji !
Skład redakcji: Patryk Mroziński i Paulina Machcińska
Zdjęcia: Jacek Badowski