31 grudnia br. obecna dyrektor Malborskiego Centrum Kultury i Edukacji Aleksandra Kapejewska zakończy swoją pracę w tej właśnie instytucji. Portal 82-200.pl poprosił o podsumowanie 7 lat kierowania MCKiE i o zdradzenie planów na przyszłość. Z gościem rozmawiała Katarzyna Fabiańska.
82-200.pl: Kończy się Twoja 7-letnia przygoda z Malborskim Centrum Kultury i Edukacji. Wraz z końcem roku nie będziesz już jego dyrektorem. Powiedz, czy ciężko rozstawać się z tą instytucją?
Aleksandra Kapejewska: Z samą instytucją jako taką, ze stanowiskiem może nie aż tak trudno, ale bardzo trudno rozstać się z ludźmi, którzy w tej instytucji pracują. Instytucja to pojęcie mocno wyprane z emocji, a nasza praca i relacje pomiędzy nami, pracownikami, są pełne emocji i one towarzyszą również temu rozstaniu. Przez siedem lat wspólnie pracowaliśmy nad tym, aby te dobre relacje i dobry klimat pracy zbudować. Myślę, że to się udało, usłyszałam to zresztą z ust moich pracowników, którzy się ze mną żegnają. Muszę też bardzo podziękować mojej ekipie – oni wiedzą, jak bardzo podziwiam ich zaangażowanie, profesjonalizm, pasję do wykonywanej pracy. Bez nich sam dyrektor niewiele może, za okazywane mi wsparcie, wspólne przeżycia, wzloty i upadki – serdecznie dziękuję.
82-200.pl: 7 lat to sporo czasu na wprowadzanie własnych pomysłów i własnych koncepcji życia kulturalnego. Jakie były największe wyzwania w tej pracy?
A.K.: Siedem lat to dużo i mało, jeśli wziąć pod uwagę realizację zadań postawionych przede mną w momencie, w którym zostałam dyrektorem MCKiE. Przypomnę, że był to 1 stycznia 2012 r., dokładnie 3 miesiące wcześniej doszło do wcielenia w struktury - wtedy jeszcze Miejskiego Domu Kultury - pracowników i zadań wcześniej istniejącego Młodzieżowego Domu Kultury ” Ratusz”. 5 miesięcy wcześniej swoją działalność rozpoczęła rozgłośnia radiowa, działająca w strukturach Miejskiego Domu Kultury czyli Radio Malbork, w perspektywie były przygotowania do otwarcia Szkoły Łacińskiej i przygotowania programu jej funkcjonowania, zajęcia się wszelkimi sprawami formalnymi i organizacyjnymi, które w ogóle pozwalały na otwarcie tego obiektu, w dalszych planach z kolei oddanie do użytkowania Szpitala Jerozolimskiego i przejęcie go przez nasze centrum w całości. Przypomnę, że pierwszemu okresowi mojej pracy w MCKiE towarzyszyły dwie przeprowadzki, zmiany adresów pieczęci, umów itd. Po pół roku opuściliśmy obiekt na placu Słowiańskim kojarzony z MDK i przenieśliśmy się na ul. Kopernika do dawnego budynku szkoły muzycznej, by następnie w 2015 r. przeprowadzić się na ul. Armii Krajowej do Szpitala Jerozolimskiego. Biorąc to wszystko pod uwagę jak również fakt, że w tym samym czasie realizowane były imprezy zarówno te już istniejące jak i te, które dopiero zostały wprowadzone do kalendarza imprez, muszę powiedzieć, że tych 7 lat to wcale nie tak dużo.
82-200.pl: Co w takim razie uważasz za swój największy sukces jako dyrektora MCKiE?
A.K.: Największym sukcesem jest to, że udało się te wszystkie zmiany przeprowadzić i wprowadzić w życie, w moim przekonaniu bez szkody dla organizowanych w tym czasie imprez. Może niedobrze, że nie rozgłaszaliśmy wtedy i później, jak dużo działo się niejako „w tle” naszej codziennej pracy. Być może mieszkańcy nie wiedząc o tych zmianach i licznych dodatkowych zadaniach, jakie stały przed nami, czasem mieli poczucie, że można by zrobić coś szybciej, lepiej, więcej… Jednak my dawaliśmy z siebie zawsze 200 % i na pewno moim sukcesem, naszym wspólnym sukcesem, był fakt, że zmiany te przeprowadzone zostały sprawnie, że udało się to wszystko spiąć, pomimo tego, że weszłam do nowej instytucji jako dyrektor mając zaledwie 31 lat, będąc jednym z najmłodszych pracowników w tej instytucji, a wśród podwładnych miałam kilku byłych dyrektorów (śmiech). Jako tak młoda osoba miałam do pokonania również pewne bariery interpersonalne, zdawałam sobie sprawę ze skali wprowadzanych zmian, z braku poczucia stabilności wśród pracowników dawnego Miejskiego Domu Kultury i dawnego Młodzieżowego Domu Kultury Ratusz. Do połączenia jednostek, zmiany dyrektora, zmiany nazwy jednostki, dochodziły też zmiany siedziby. To rodziło niepewność wśród pracowników, a ja starałam się zrozumieć ich emocje, uspokoić nastroje . Nie było to łatwe zadanie, powiedziałabym, że raczej naprawdę ciężka praca, ale uważam, że daliśmy razem radę. Dzisiaj mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że tworzymy zgraną ekipę, pomimo pracy w różnych częściach miasta, często o różnym charakterze. I to jest w sporej części również mój sukces.
82-200.pl: Jak się coś robi to nigdy nie uniknie się błędów. Co w takim razie uważasz za swoje największe niepowodzenie?
A.K.: Wszystkie wspomniane wcześniej zadania zaabsorbowały nas na tyle mocno, że tak na dobrą sprawę na wprowadzanie istotnych zmian dotyczących kultury w mieście, wypracowanie wraz z mieszkańcami jasnych celów i metod ich realizacji, naszej wspólnej wizji życia kulturalnego w Malborku zostały właściwie niecałe dwa lata. Oczywiście wcześniej współpracowaliśmy z mieszkańcami, z miejscowymi organizacjami, realizowaliśmy inicjatywy oddolne, jednak za mało czasu poświęcaliśmy refleksji nad kulturą, nad naszym dziedzictwem. W czasie tych dwóch ostatnich lat zaczęliśmy powoli, najpierw w drodze ewolucji wewnętrznej, poprzez szkolenia, warsztaty, rozmowy, budowanie zespołu wprowadzać zmiany w naszym rozumieniu kultury, zaczęliśmy dyskutować o kulturze. Szczególne zmiany dokonały się w ostatnim roku, kiedy zaczęliśmy konsekwentnie wprowadzać nasze wnioski w życie, to było jednak trochę za mało czasu, aby doprowadzić do istotnej zmiany zauważalnej przez więcej niż tylko zainteresowanych mieszkańców. Bo ci, którzy interesują się kulturą, rozmawiają z nami, korzystają z naszej oferty - oni widzą te zmiany w podejściu do pewnych spraw, do komunikacji wewnętrznej i na zewnątrz, widzą, że zmieniamy filozofię podejścia do kultury w Malborku i reagują na to bardzo pozytywnie. Słyszymy to w słowach wsparcia i aprobaty, widzimy to po ciągle zwiększającej się frekwencji na naszych zajęciach, warsztatach, wydarzeniach o charakterze rodzinnym, w ostatnim czasie po pełnych listach uczestników zajęć w Szkole Łacińskiej. Widzimy to wreszcie po rosnącej ciągle liczbie słuchaczy Radia Malbork. Jestem przekonana, że dalsze konsekwentne wprowadzanie w życie tych zmian przynosić będzie coraz bardziej zauważalny na zewnątrz efekt i trochę żałuję, że nie będę już tego bezpośrednim świadkiem i uczestnikiem.
82-200.pl: Częścią tych zmian był też pewnie dokument, który powstał niedawno, będący diagnozą kultury w mieście. Nie wypadła ona najlepiej, za to dała wiele do myślenia.
A.K.: Tak, na własne życzenie postanowiłam się trochę wystawić na ostrzał krytyki i ogłosić „Diagnozę kultury dla miasta Malborka”. Nie należy jej mylić z oceną pracy wyłącznie MCKiE, odnosi się ona do ogółu „graczy” na malborskim kulturalnym boisku, choć oczywiście nasza instytucja zajmuje istotną część tej przestrzeni. Diagnoza wypadła nie najlepiej, nie wypadła też najgorzej. Wypadła przeciętnie, ale na pewno nie źle, jak niektórzy chcą przekonywać mieszkańców miasta. Moim zdaniem ten dokument, choć tak naprawdę wstępny i wymagający dalszego pogłębienia, był ważnym punktem do rozpoczęcia dyskusji o tym, jak kultura w mieście powinna wyglądać, jak mogłaby wyglądać współpraca wszystkich tych podmiotów, których na polu lokalnym mamy wielu, jak budować system i procedury współpracy, budowania wspólnego kalendarza imprez, jak to konsultować. No i wreszcie mam nadzieję, że w wyniku tej dyskusji przynajmniej w niektórych zakiełkowała idea opracowania strategii rozwoju kultury dla miasta Malborka i że idea ta będzie się rozrastać szczególnie wśród miejskich decydentów – ja sama jestem jej gorącym orędownikiem.
82-200.pl: Wygląda więc na to, że grunt został przygotowany, że w kulturze w Malborku powinno być już tylko lepiej, a Ty postanowiłaś się z nią rozstać. Jakie są Twoje dalsze plany zawodowe?
A.K.: Rzeczywiście mam takie wrażenie, że znajdujemy się w punkcie, który pozwala na rzeczywisty rozwój kultury w Malborku, a ja w tym momencie odchodzę, ale taką decyzję podjęłam, a jak mawiał filozof – wszystko płynie. Ja w każdym razie nie rozstaję się z kulturą, nadal będę się zajmowała organizacją wydarzeń kulturalnych. Spośród propozycji zatrudnienia, jakie otrzymałam wybrałam tę, która na początku była na samym dole listy prawdopodobnych scenariuszy, ale im bardziej ją analizowałam, tym większą szansę widziałam na dalszy rozwój, na pogłębianie swoich kompetencji i budowanie pozycji na rynku pracy. Jest to oferta pracy w nowo tworzonym centrum kultury, którą około pół roku temu otrzymałam od burmistrza naszego partnerskiego miasta Monheim nad Renem w Niemczech Daniela Zimmermanna, naszego Honorowego Obywatela. Nadal praca w kulturze, jednak inna struktura centrum kultury, inne otoczenie instytucji, odmienny model organizacyjny – inny od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. Tamtejsze centrum jest spółką miejską prawa handlowego, ma swojego prezesa, a ja od razu zaznaczę, że nie będę tam żadnym dyrektorem. Jeszcze nie (śmiech). Ale tak poważnie, to upatruję w tej okazji szansy na dalszy rozwój, na poznanie od podszewki metod pracy w innym kraju, na naukę pracy z ludźmi o innej mentalności, innej etyce pracy, innym spojrzeniu. Co jest nie bez znaczenia, będę mogła nauczyć się również kolejnego języka obcego, co wydaje mi się ogromną wartością. Właśnie od intensywnej nauki języka zacznę swój pobyt w Monheim, następnie podejmę pracę w tamtejszym Monheimer Kulturwerke. Na tę chwilę zaproponowano mi kontrakt na okres 3 lat, to będzie czas wystarczający, aby bardzo dużo się nauczyć.
82-200.pl: Nie ukrywam, że jest to bardzo dobra wiadomość w kontekście współpracy Malborka z miastami partnerskimi. Z Monheim jest ona najbardziej aktywna i intensywna. Czy widzisz siebie jako ambasadora współpracy pomiędzy Malborkiem i Monheim nad Renem?
A.K.: Oczywiście, że tak. W rozmowach z osobą odpowiedzialną za miasta partnerskie w Monheim deklarowałam już wcześniej, że bardzo chętnie w swoim wolnym czasie zaangażuję się i jeżeli tylko będę mogła zrobić coś dla Malborka to zrobię to z radością i absolutnie społeczne. Malbork to moje miasto i każdy kontakt będzie dla mnie cenny. Opuszczam przecież teraz nie tylko centrum kultury, ale również samorząd, w którym pracuję od 15 lat. Jestem przyzwyczajona do tego, że działam dla miasta i jego mieszkańców i nie chciałabym tego zmieniać, więc na pewno będę dążyła do jeszcze głębszych kontaktów partnerskich.
82-200.pl: Bardzo na to liczymy, ale te kilka lat szybko minie. Czy wrócisz do Malborka, do pracy w kulturze albo w innej sferze?
A.K.: Oczywiście, że wyobrażam sobie taką sytuację. Malbork jest i będzie moim miejscem na ziemi. Trudno powiedzieć, co stanie się w Monheim, na ile ta praca i ta nowa sytuacja mnie wciągną. Ja zostawiam tutaj swoich bliskich, swoich przyjaciół, prawie całe dotychczasowe życie. Pierwsze miesiące na pewno będą okresem tęsknoty i radzenia sobie z nią. Mam nadzieję, że pracy będzie na tyle dużo, że nie będę miała czasu, aby skupiać się na tym, czego mi brakuje. Natomiast to na pewno nie jest emigracja, ja tego tak nie traktuję. Rynek pracy w Unii Europejskiej jest otwarty, jest taki sam wszędzie, a ja korzystam z możliwości, które ten otwarty rynek daje. Plus – jak zaznacza Daniel – dostałam propozycję nie do odrzucenia (śmiech). Jest to natomiast kontrakt na czas określony, póki co planuję powrót do Polski i nie widzę problemu, żeby w przyszłości wykorzystać swoje nowe umiejętności w Malborku, jeśli będzie taka możliwość. Zobaczymy, co się wydarzy – traktuje tę sytuację po części jako życiową przygodę.
82-200.pl: Czego możemy życzyć ci na tą nową drogę zawodową?
A.K.: Przede wszystkim tego, abym jak najszybciej przyswoiła sobie język niemiecki, aby czuć się tam swobodnie, żebym w nowej pracy mogła wykorzystywać moje umiejętności i doświadczenie, żebym mogła wnieść coś nowego do pracy w tamtejszym centrum kultury, bo przecież dlatego dostałam tę propozycję - to ma być korzyść obopólna. Obie strony wiedzą, że funkcjonujemy na innych zasadach i każda ze stron może się czegoś od siebie nauczyć. Oczywiście, żebym jak najmniej odczuwała tęsknotę do Malborka, do najbliższych, żebym jak najszybciej poukładała sobie tam swoje prywatne kontakty, no i żebym w tym czasie, jaki będzie mi tam dany, nauczyć się jak najwięcej w sensie mentalnym i zawodowym.
82-200.pl: Tego właśnie ci życzymy i dziękuję bardzo za rozmowę.
Aleksandra Kapejewska: Z samą instytucją jako taką, ze stanowiskiem może nie aż tak trudno, ale bardzo trudno rozstać się z ludźmi, którzy w tej instytucji pracują. Instytucja to pojęcie mocno wyprane z emocji, a nasza praca i relacje pomiędzy nami, pracownikami, są pełne emocji i one towarzyszą również temu rozstaniu. Przez siedem lat wspólnie pracowaliśmy nad tym, aby te dobre relacje i dobry klimat pracy zbudować. Myślę, że to się udało, usłyszałam to zresztą z ust moich pracowników, którzy się ze mną żegnają. Muszę też bardzo podziękować mojej ekipie – oni wiedzą, jak bardzo podziwiam ich zaangażowanie, profesjonalizm, pasję do wykonywanej pracy. Bez nich sam dyrektor niewiele może, za okazywane mi wsparcie, wspólne przeżycia, wzloty i upadki – serdecznie dziękuję.
82-200.pl: 7 lat to sporo czasu na wprowadzanie własnych pomysłów i własnych koncepcji życia kulturalnego. Jakie były największe wyzwania w tej pracy?
A.K.: Siedem lat to dużo i mało, jeśli wziąć pod uwagę realizację zadań postawionych przede mną w momencie, w którym zostałam dyrektorem MCKiE. Przypomnę, że był to 1 stycznia 2012 r., dokładnie 3 miesiące wcześniej doszło do wcielenia w struktury - wtedy jeszcze Miejskiego Domu Kultury - pracowników i zadań wcześniej istniejącego Młodzieżowego Domu Kultury ” Ratusz”. 5 miesięcy wcześniej swoją działalność rozpoczęła rozgłośnia radiowa, działająca w strukturach Miejskiego Domu Kultury czyli Radio Malbork, w perspektywie były przygotowania do otwarcia Szkoły Łacińskiej i przygotowania programu jej funkcjonowania, zajęcia się wszelkimi sprawami formalnymi i organizacyjnymi, które w ogóle pozwalały na otwarcie tego obiektu, w dalszych planach z kolei oddanie do użytkowania Szpitala Jerozolimskiego i przejęcie go przez nasze centrum w całości. Przypomnę, że pierwszemu okresowi mojej pracy w MCKiE towarzyszyły dwie przeprowadzki, zmiany adresów pieczęci, umów itd. Po pół roku opuściliśmy obiekt na placu Słowiańskim kojarzony z MDK i przenieśliśmy się na ul. Kopernika do dawnego budynku szkoły muzycznej, by następnie w 2015 r. przeprowadzić się na ul. Armii Krajowej do Szpitala Jerozolimskiego. Biorąc to wszystko pod uwagę jak również fakt, że w tym samym czasie realizowane były imprezy zarówno te już istniejące jak i te, które dopiero zostały wprowadzone do kalendarza imprez, muszę powiedzieć, że tych 7 lat to wcale nie tak dużo.
82-200.pl: Co w takim razie uważasz za swój największy sukces jako dyrektora MCKiE?
A.K.: Największym sukcesem jest to, że udało się te wszystkie zmiany przeprowadzić i wprowadzić w życie, w moim przekonaniu bez szkody dla organizowanych w tym czasie imprez. Może niedobrze, że nie rozgłaszaliśmy wtedy i później, jak dużo działo się niejako „w tle” naszej codziennej pracy. Być może mieszkańcy nie wiedząc o tych zmianach i licznych dodatkowych zadaniach, jakie stały przed nami, czasem mieli poczucie, że można by zrobić coś szybciej, lepiej, więcej… Jednak my dawaliśmy z siebie zawsze 200 % i na pewno moim sukcesem, naszym wspólnym sukcesem, był fakt, że zmiany te przeprowadzone zostały sprawnie, że udało się to wszystko spiąć, pomimo tego, że weszłam do nowej instytucji jako dyrektor mając zaledwie 31 lat, będąc jednym z najmłodszych pracowników w tej instytucji, a wśród podwładnych miałam kilku byłych dyrektorów (śmiech). Jako tak młoda osoba miałam do pokonania również pewne bariery interpersonalne, zdawałam sobie sprawę ze skali wprowadzanych zmian, z braku poczucia stabilności wśród pracowników dawnego Miejskiego Domu Kultury i dawnego Młodzieżowego Domu Kultury Ratusz. Do połączenia jednostek, zmiany dyrektora, zmiany nazwy jednostki, dochodziły też zmiany siedziby. To rodziło niepewność wśród pracowników, a ja starałam się zrozumieć ich emocje, uspokoić nastroje . Nie było to łatwe zadanie, powiedziałabym, że raczej naprawdę ciężka praca, ale uważam, że daliśmy razem radę. Dzisiaj mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że tworzymy zgraną ekipę, pomimo pracy w różnych częściach miasta, często o różnym charakterze. I to jest w sporej części również mój sukces.
82-200.pl: Jak się coś robi to nigdy nie uniknie się błędów. Co w takim razie uważasz za swoje największe niepowodzenie?
A.K.: Wszystkie wspomniane wcześniej zadania zaabsorbowały nas na tyle mocno, że tak na dobrą sprawę na wprowadzanie istotnych zmian dotyczących kultury w mieście, wypracowanie wraz z mieszkańcami jasnych celów i metod ich realizacji, naszej wspólnej wizji życia kulturalnego w Malborku zostały właściwie niecałe dwa lata. Oczywiście wcześniej współpracowaliśmy z mieszkańcami, z miejscowymi organizacjami, realizowaliśmy inicjatywy oddolne, jednak za mało czasu poświęcaliśmy refleksji nad kulturą, nad naszym dziedzictwem. W czasie tych dwóch ostatnich lat zaczęliśmy powoli, najpierw w drodze ewolucji wewnętrznej, poprzez szkolenia, warsztaty, rozmowy, budowanie zespołu wprowadzać zmiany w naszym rozumieniu kultury, zaczęliśmy dyskutować o kulturze. Szczególne zmiany dokonały się w ostatnim roku, kiedy zaczęliśmy konsekwentnie wprowadzać nasze wnioski w życie, to było jednak trochę za mało czasu, aby doprowadzić do istotnej zmiany zauważalnej przez więcej niż tylko zainteresowanych mieszkańców. Bo ci, którzy interesują się kulturą, rozmawiają z nami, korzystają z naszej oferty - oni widzą te zmiany w podejściu do pewnych spraw, do komunikacji wewnętrznej i na zewnątrz, widzą, że zmieniamy filozofię podejścia do kultury w Malborku i reagują na to bardzo pozytywnie. Słyszymy to w słowach wsparcia i aprobaty, widzimy to po ciągle zwiększającej się frekwencji na naszych zajęciach, warsztatach, wydarzeniach o charakterze rodzinnym, w ostatnim czasie po pełnych listach uczestników zajęć w Szkole Łacińskiej. Widzimy to wreszcie po rosnącej ciągle liczbie słuchaczy Radia Malbork. Jestem przekonana, że dalsze konsekwentne wprowadzanie w życie tych zmian przynosić będzie coraz bardziej zauważalny na zewnątrz efekt i trochę żałuję, że nie będę już tego bezpośrednim świadkiem i uczestnikiem.
82-200.pl: Częścią tych zmian był też pewnie dokument, który powstał niedawno, będący diagnozą kultury w mieście. Nie wypadła ona najlepiej, za to dała wiele do myślenia.
A.K.: Tak, na własne życzenie postanowiłam się trochę wystawić na ostrzał krytyki i ogłosić „Diagnozę kultury dla miasta Malborka”. Nie należy jej mylić z oceną pracy wyłącznie MCKiE, odnosi się ona do ogółu „graczy” na malborskim kulturalnym boisku, choć oczywiście nasza instytucja zajmuje istotną część tej przestrzeni. Diagnoza wypadła nie najlepiej, nie wypadła też najgorzej. Wypadła przeciętnie, ale na pewno nie źle, jak niektórzy chcą przekonywać mieszkańców miasta. Moim zdaniem ten dokument, choć tak naprawdę wstępny i wymagający dalszego pogłębienia, był ważnym punktem do rozpoczęcia dyskusji o tym, jak kultura w mieście powinna wyglądać, jak mogłaby wyglądać współpraca wszystkich tych podmiotów, których na polu lokalnym mamy wielu, jak budować system i procedury współpracy, budowania wspólnego kalendarza imprez, jak to konsultować. No i wreszcie mam nadzieję, że w wyniku tej dyskusji przynajmniej w niektórych zakiełkowała idea opracowania strategii rozwoju kultury dla miasta Malborka i że idea ta będzie się rozrastać szczególnie wśród miejskich decydentów – ja sama jestem jej gorącym orędownikiem.
82-200.pl: Wygląda więc na to, że grunt został przygotowany, że w kulturze w Malborku powinno być już tylko lepiej, a Ty postanowiłaś się z nią rozstać. Jakie są Twoje dalsze plany zawodowe?
A.K.: Rzeczywiście mam takie wrażenie, że znajdujemy się w punkcie, który pozwala na rzeczywisty rozwój kultury w Malborku, a ja w tym momencie odchodzę, ale taką decyzję podjęłam, a jak mawiał filozof – wszystko płynie. Ja w każdym razie nie rozstaję się z kulturą, nadal będę się zajmowała organizacją wydarzeń kulturalnych. Spośród propozycji zatrudnienia, jakie otrzymałam wybrałam tę, która na początku była na samym dole listy prawdopodobnych scenariuszy, ale im bardziej ją analizowałam, tym większą szansę widziałam na dalszy rozwój, na pogłębianie swoich kompetencji i budowanie pozycji na rynku pracy. Jest to oferta pracy w nowo tworzonym centrum kultury, którą około pół roku temu otrzymałam od burmistrza naszego partnerskiego miasta Monheim nad Renem w Niemczech Daniela Zimmermanna, naszego Honorowego Obywatela. Nadal praca w kulturze, jednak inna struktura centrum kultury, inne otoczenie instytucji, odmienny model organizacyjny – inny od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. Tamtejsze centrum jest spółką miejską prawa handlowego, ma swojego prezesa, a ja od razu zaznaczę, że nie będę tam żadnym dyrektorem. Jeszcze nie (śmiech). Ale tak poważnie, to upatruję w tej okazji szansy na dalszy rozwój, na poznanie od podszewki metod pracy w innym kraju, na naukę pracy z ludźmi o innej mentalności, innej etyce pracy, innym spojrzeniu. Co jest nie bez znaczenia, będę mogła nauczyć się również kolejnego języka obcego, co wydaje mi się ogromną wartością. Właśnie od intensywnej nauki języka zacznę swój pobyt w Monheim, następnie podejmę pracę w tamtejszym Monheimer Kulturwerke. Na tę chwilę zaproponowano mi kontrakt na okres 3 lat, to będzie czas wystarczający, aby bardzo dużo się nauczyć.
82-200.pl: Nie ukrywam, że jest to bardzo dobra wiadomość w kontekście współpracy Malborka z miastami partnerskimi. Z Monheim jest ona najbardziej aktywna i intensywna. Czy widzisz siebie jako ambasadora współpracy pomiędzy Malborkiem i Monheim nad Renem?
A.K.: Oczywiście, że tak. W rozmowach z osobą odpowiedzialną za miasta partnerskie w Monheim deklarowałam już wcześniej, że bardzo chętnie w swoim wolnym czasie zaangażuję się i jeżeli tylko będę mogła zrobić coś dla Malborka to zrobię to z radością i absolutnie społeczne. Malbork to moje miasto i każdy kontakt będzie dla mnie cenny. Opuszczam przecież teraz nie tylko centrum kultury, ale również samorząd, w którym pracuję od 15 lat. Jestem przyzwyczajona do tego, że działam dla miasta i jego mieszkańców i nie chciałabym tego zmieniać, więc na pewno będę dążyła do jeszcze głębszych kontaktów partnerskich.
82-200.pl: Bardzo na to liczymy, ale te kilka lat szybko minie. Czy wrócisz do Malborka, do pracy w kulturze albo w innej sferze?
A.K.: Oczywiście, że wyobrażam sobie taką sytuację. Malbork jest i będzie moim miejscem na ziemi. Trudno powiedzieć, co stanie się w Monheim, na ile ta praca i ta nowa sytuacja mnie wciągną. Ja zostawiam tutaj swoich bliskich, swoich przyjaciół, prawie całe dotychczasowe życie. Pierwsze miesiące na pewno będą okresem tęsknoty i radzenia sobie z nią. Mam nadzieję, że pracy będzie na tyle dużo, że nie będę miała czasu, aby skupiać się na tym, czego mi brakuje. Natomiast to na pewno nie jest emigracja, ja tego tak nie traktuję. Rynek pracy w Unii Europejskiej jest otwarty, jest taki sam wszędzie, a ja korzystam z możliwości, które ten otwarty rynek daje. Plus – jak zaznacza Daniel – dostałam propozycję nie do odrzucenia (śmiech). Jest to natomiast kontrakt na czas określony, póki co planuję powrót do Polski i nie widzę problemu, żeby w przyszłości wykorzystać swoje nowe umiejętności w Malborku, jeśli będzie taka możliwość. Zobaczymy, co się wydarzy – traktuje tę sytuację po części jako życiową przygodę.
82-200.pl: Czego możemy życzyć ci na tą nową drogę zawodową?
A.K.: Przede wszystkim tego, abym jak najszybciej przyswoiła sobie język niemiecki, aby czuć się tam swobodnie, żebym w nowej pracy mogła wykorzystywać moje umiejętności i doświadczenie, żebym mogła wnieść coś nowego do pracy w tamtejszym centrum kultury, bo przecież dlatego dostałam tę propozycję - to ma być korzyść obopólna. Obie strony wiedzą, że funkcjonujemy na innych zasadach i każda ze stron może się czegoś od siebie nauczyć. Oczywiście, żebym jak najmniej odczuwała tęsknotę do Malborka, do najbliższych, żebym jak najszybciej poukładała sobie tam swoje prywatne kontakty, no i żebym w tym czasie, jaki będzie mi tam dany, nauczyć się jak najwięcej w sensie mentalnym i zawodowym.
82-200.pl: Tego właśnie ci życzymy i dziękuję bardzo za rozmowę.